Na Rusinowej Górskiej Polanie
Gdy wejdziesz we wstęgę ciszy.
W mrocznego czasu wieczny bór
Nad tobą otwarty całun
Złocone barwy miękkich chmur.
Powoli suną w otchłań prawdy
Z nadzieją ku świątyni gór
Tam zawsze byłeś wolny
I gdzie wędrówka głodnych serc
Aż nagle jawi się trawiaste zbocze Gęsiej Szyi
Rozłożony dla ciebie zielony dywan
Na nim czekają w darze głazy
Kamienne stoły wiekowych burz
Daleko horyzont mleczno-szarego sukna nieba
Firmament oczekiwany z dawnych lat
Jak feretrony w procesji.
Niesione na ołtarz
Na widnokręgu odcisk koronek gór
Miękko oparty o szafirowy oddech regli.
Wiatr płynie z każdego załomu skał.
Organy wyrosłe ponad chmury
Wołają tęsknotą
.
Zabierzesz ze sobą ten skrawek przestrzeni
Wydartej w godzinę oczyszczenia.
Zostawisz swoje cierpienie.
A odgłos serca w dzwonkach redyku .